Aktualny czas w Texas City, Teksas, USA. Aktualny czas w. Texas City. , Teksas, USA. 11:44:30. poniedziałek, 27 listopada 2023, tydzień 48. Cyber Monday. Słońce: ↑ 06:53 ↓ 17:21 (10h 28min) - Więcej informacji - Ustaw czas w Texas City jako domyślny - Dodaj do ulubionych lokalizacji. Tokio.
Różnica czasu między Ankara, Turcja i innymi miastami. Strefa czasowa Ankara: UTC +03:00 lub +03 Dowiedz się, jaka jest różnica w czasie między i Ankara, lub zobacz różnicę czasu między Ankara i innymi miastami w poniższej tabeli . Miasto i państwo. Różnica czasu.
Różnica czasu Adana, Turcja – Chęciny, Polska. Sprawdź aktualny czas w Adana i w Chęciny, i ich strefy czasowe. Chęciny, Polska. Państwo: Polska
Krzysztof Piątek. Krzysztof Piątek trafia w Turcji. Trzeci gol w sezonie. Krzysztof Piątek odbudowuje swoją formę strzelecką w Turcji, co idzie mu różnie. Ten poniedziałek jest dla niego
Różnica czasu Warszawa, Polska – Zara, Turcja. Sprawdź aktualny czas w Warszawie i w Zara, i ich strefy czasowe. Zara, Turcja. Państwo: Turcja
W tym czasie Polska i Turcja podpisały 11 umów, porozumień i konwencji, głównie w dziedzinie gospodarki. Współpraca polityczna w okresie III RP. 3 listopada 1993 roku Polska i Turcja podpisały układ o przyjaźni i współpracy, który potwierdza zapisy Traktatu Przyjaźni z 1923 roku.
. 8 października 2014 11:54 6531 Kretą właściwie. Ale to taki malutki szczegół 😛1. Pogoda – lato na Krecie trwa nie 2 a 6 miesięcy. Jest różnica niee?? Z kąpieli morskich można korzystać do końca października a woda nawet w zimie jest cieplejsza od Bałtyku…2. Domy – na Krecie / w Grecji istnieje jakieś dziwne prawo, wg którego „niedokończone” budynki płacą tylko część podatku, więc Grecy pozostawiają w swoich „dachach” wystające pręty a budowa trwa. Lat 10, 20, 50…3. Kozy zamiast krów – przy drogach 🙂 I w przeciwieństwie do polskich krów, nie są uczepione, więc chodzą sobie gdzie chcą, przeważnie środkiem ulicy. 4. Pieseły, koteły – są dosłownie wszędzie. Przeważnie bezdomne, przeważnie w restauracjach. Siedzą sobie grzecznie pod naszymi nogami i czekają na to, co im podrzucimy. A obsługa? Udaje, że ich nie Stres. Jaki stres? Na Krecie nie istnieje! Ludzie zawsze mają czas, a jak go nie mają to znajdą, bo najważniejsze są mecze i relacje towarzyskie. Nikogo tu nie dziwi, że kelner zagada się niosąc nam ciepłe danie. Wystygnie? No to co z tego?? Trzeba dowieźć? To kelner siup na skuter i w knajpie obsłużyć się trzeba Gąbki? Tylko naturalne. Całkowicie za free, tylko trzeba sobie oderwać z dna morza. A jak Ci się nie chce to 2€7. Drogi. Odległości na Krecie są minimalne, ale jedzie się dłużej niż w Polsce. Dlaczego? Odpowiedź na powyższym zdjęciu 🙂8. Wiara – prawosławie. Na każdym kroku podkreślane zresztą kapliczkami – przy drogach, w domach, po prostu Owoce. Moje ulubione 🙂 Uwaga, uwaga – dojrzewają na… DRZEWACH! A nie w tirach jak u nas. Prawdziwe cuuuda! I rosną zazwyczaj na środku ulicy, co nie przeszkadzało naszym gospodarzom serwować je nam na śniadanie 😛 10. Inne absurdy mniejsze i większe, jak schody z balkonu, krzywe kontakty, włączniki, liczniki outside czy reklamy na śmietnikach. Chociaż te ostatnie wydają się z marketingowego punktu widzenia całkiem logiczne 🙂 Kategorie Kreta 2014 Podróże Tagi grecja Kreta 2014 podróże różnice wakacjeZobacz wpisy
W dzisiejszej edycji akcji "W 80 blogów dookoła świata" cofamy się w czasie o 100 lat i opowiadamy Wam, co działo się wtedy na świecie. W moim artykule zabiorę Was do Turcji, natomiast na końcu znajdziecie linki do opowieści z innych krajów. Serdecznie zapraszam! Turcja w roku 1916 była zupełnie innym krajem niż ten, który odwiedzić możemy dzisiaj, i to pod każdym prawie względem. Toczyła się wojna z Grecją, trwał pogrom Ormian, nie zaczęła się jeszcze epoka Atatürka, panował sułtan, używano alfabetu arabskiego, a stolicą kraju był Konstantynopol. Jakoś jednak nie mam nastroju na ciężkie klimaty historyczne, dlatego skupię się na ciekawostce bardzo praktycznej, która swój początek w miała dokładnie 100 lat temu. W 1916 roku w Turcji po raz pierwszy przesunięto wskazówki zegarów o godzinę do przodu i tym samym dokonano zmiany czasu z tzw. zimowego na tzw. letni. Wydarzyło się to w poniedziałek, 1 maja 1916 roku o godzinie 00:00:00, która automatycznie stała się godziną 01:00:00. W związku z tym wschód i zachód słońca nastąpiły o godzinę później niż jeszcze dzień wcześniej, co niespodziewanie dramatycznie namieszało w muzułmańskim kalendarzu modlitw, ustawianym przecież zależnie od czasu słonecznego, a nie zegarowego. W pół roku później, czyli 1 października, dokonano po raz pierwszy operacji odwrotnej, przestawiając zegary o godzinę do tyłu, dzięki czemu powrócono do czasu "zimowego". Mały offtopic: tak dla wyjaśnienia- czas "letni", czyli inaczej czas DST (z ang. Daylight Saving Time- czas oszczędzania światła dziennego) sprawia, że latem dni są dłuższe, a moment wstawania słońca następuje później w stosunku do czasu zegarowego, co z kolei pozwala na dłuższe efektywne korzystanie z naturalnego światła. Z kolei późną jesienią wschód słońca następuje już na tyle późno, że aby uniknąć siedzenia w ciemnościach przez kilka godzin poranka, zegary przestawia się z powrotem do naturalnego dla człowieka czasu "zimowego", co z kolei powoduje skrócenie dostępu do światła słonecznego po południu. Na pomysł wprowadzenia takiego systemu wpadli Kanadyjczycy w 1914 roku, a w Europie przyjął się za sprawą Niemiec od roku 1916 (o jego zastosowaniu zadecydowały głownie względy ekonomiczne). Obecnie z takiego rozwiązania korzysta około 90 krajów na całym świecie. Minęło sto lat, historia zatoczyła wielkie koło i oto 6 września 2016 roku turecka Rada Ministrów na wniosek Ministerstwa Energii podjęła decyzję o tym, że zegary nie będą już więcej przestawiane i Turcja pozostanie przez cały rok przy czasie "letnim". Co to oznacza w praktyce? Miałam już okazję mieszkania w kraju nie zmieniającym czasu między zimowym i letnim- Gruzji (więcej TUTAJ) i muszę stwierdzić, że po początkowym zaskoczeniu nawet byłam z tego faktu zadowolona. Nie wiem, jak u Was, ale mój organizm znosi zmiany czasu dosyć humorzasto, więc za każdym razem od nowa przerabiam kłopoty z rozsądnym zasypianiem. Nie zmienia to faktu, że różnica w czasie pomiędzy krajami zmieniającymi a nie zmieniającymi czas na letni/zimowy jest uciążliwa na przykład, gdy trzeba sporo podróżować (co pół roku zmieniają się rozkłady lotów, które trzeba dostosować do nowych ram czasowych). Myślę, że akurat w przypadku Turcji może się tu pojawić spora zagwozdka, bo Stambuł jest ogromnym portem lotniczym obsługującym tysiące połączeń z różnych krajów- no, ale niech się martwią specjaliści ;-) Ucieszą się za to muzułmańscy duchowni, którym funkcjonowanie jednego stabilnego systemu czasu pozwoli uniknąć wyliczania kolejnych precyzyjnych grafików modlitw. A w praktyce jak będzie wyglądać relacja czasowa między Polską a Turcją? Do tej pory niezależnie od pór roku była to zawsze jedna godzina (bo gdy my przesuwaliśmy zegarki, to robili to również Turcy). Teraz będzie tak, że my przesuniemy zegarki do tyłu, a Turcy nie, w związku z czym w czasie "zimowym" różnica między naszymi krajami wyniesie dwie godziny. Na wiosnę, kiedy my przestawimy zegarki na czas "letni", różnica zmniejszy się znowu do godziny. Jednak jak by nie patrzeć, jedno się nie zmieni- w każdym kolejnym Nowym Roku Turcy znajdą się wcześniej niż my! Tutaj możecie poczytać o tym, co działo się na świecie dokładnie 100 lat temu: Jeśli ktoś z Was też jest autorem językowo-kulturowego bloga i chciałby się do nas przyłączyć, zachęcam do zajrzenia na TEGO bloga grupy, a także do kontaktu pod adresem e-mailowym @
Im dłużej w Turcji, tym częściej wpada się na nowe wnioski dotyczące starych faktów. Z czymś żyje się już kilka lat, zaakceptowało to, pogodziło się, nawet polubiło, ale zapomniało że… w Polsce tak nie ma! Do takich wniosków dochodzi się zupełnie przypadkiem. Zazwyczaj dzięki kontaktowi z kompletnie „zieloną” w temacie Turcji osobą. Samemu nie ma się już dystansu, wszystko jest oswojone i dobrze znane. Aż tu nagle wpada do Ciebie w odwiedziny ktoś z Polski i zadaje dziwne pytania rozpoczynające się od „dlaczego oni…?” Albo nie pyta, tylko komentuje tak jak Obelix w komiksie „Ale głupi ci Rzymianie!” (zawsze mnie ten Obelix bawi). Kiedyś już spisywałam listę kulturowych nieporozumień [tutaj] i myślę, że pora na ciąg dalszy. Tak, taka lista kulturowych różnic nigdy się chyba nie wyczerpie… zawsze natkniemy się na coś nowego, z czego wcześniej nie zdawaliśmy sobie w ogóle sprawy. Mnie już to nawet nie denerwuje, chyba nawet do tego się w końcu przyzwyczaiłam – że zawsze „wyskoczy” coś nowego, o czym nie miało się pojęcia. Ech, ta Turcja ;) Nowa porcja kulturowych różnic pomiędzy Polską a Turcją Inny rozkład i wygląd posiłków W Polsce takie klasyczne posiłki to: śniadanie (kanapki), obiad (w idealnym świecie dwudaniowy, no ale zawsze minimum w formie kilku składników podanych na talerzu), kolacja (kanapki). W Turcji klasyczne posiłki to: śniadanie – 100 małych talerzyków z serkami, dżemami, jajecznicami, w których moczymy nasz podarty na kawałki chleb, a nie tam jakieś kanapki. obiad – tak zwane sulu yemek, czyli obojętnie jakie warzywa gotowane w wodzie z koncentratem pomidorowym, do tego biały ryż, bulgur, albo ewentualnie zupa. kolacja, która także jest daniem na ciepło, dość sytym, w podobnym klimacie jak obiad, ale np. z mięsem, a nie jakieś tam kanapki :) Największa różnica w tej kwestii z Polską to wygląd takiego dania. Nasz obiad ma wyraźnie oddzielone od siebie składniki: osobno ugotowane ziemniaki / kasza / ryż, i osobno sałatka czy jakieś warzywa. Dla Turków takie danie jest „suche”. W Turcji zazwyczaj wszystko jest wymieszane i wodniste. Dania z gatunku sulu yemek różnią się tylko składnikami, więc mamy na przykład patlıcan yemeği (gdzie numerem jeden jest bakłażan), bezelye yemeği (główny bohater to groszek) albo nohut yemeği (ciecierzyca). Smak pozostaje ten sam. Z kolei kanapki to też ciekawa różnica. Z typowego tureckiego chleba nie da się fizycznie zrobić polskiej kanapki – nie jest on do tego stworzony, i już. Chleb jest miękki i pulchny. Idealnie nadaje się za to do tego, żeby używać go jako łyżki, np. nabierając nim dżem, miód, czy inne smakowitości. Ale już pokroić go w proste kromki, posmarować masłem, położyć na wierzchu kompozycję ogórka, pomidorka, serka – raczej niewykonalne. Dlatego też konsumpcja śniadania wygląda w Turcji tak, że chleba używa się jako „popychacza” do wszystkich wiktuałów, które leżą na tych stu talerzykach. Nabierasz sobie widelcem oliwkę, zagryzasz kawałkiem maczanego w oliwie chleba, potem przegryzasz pomidorkiem, ogórkiem, a to co Ci zostanie maczasz w dżemie. A właśnie, dżemy… Dżemy mają inną konsystencję W Polsce dżemy są bardziej zwarte, owoce w nich są drobno poszatkowane, łatwo je posmarować na chlebie, albo nafaszerować nim bułeczkę czy ciasto. W Turcji dżem jest – znów – wodnisty. Mnóstwo słodkiego płynu w którym utopiono owoce… w całości albo wielkich kawałkach. Taki na przykład słynny dżem z pigwy czy figi to wielkie kawały, z którymi nigdy nie wiem co zrobić, bo na pewno nie da się tym czegokolwiek posmarować. Mam na to receptę: kupuję bezcukrowe (już takie są!) dżemy z jeżyn czy malin – siłą rzeczy ich konsystencja jest bardziej „polska”. Albo… zamawiam u rodziny z Polski prawdziwe polskie powidła. Dodatkowy plus, że dla Króla Pomarańczy są one niejadalne i zostaje więcej dla mnie :) Bywanie w gościach wygląda zupełnie inaczej Przede wszystkim w tureckich domach zdejmuje się buty w korytarzu, przed wejściem. Potem przechodzi do salonu i tam siedzi, siedzi, siedzi. I gada, gada, gada. W międzyczasie gospodynie przynoszą herbatę, jakieś drobne przekąski (choć i nie jest to niezbędne), i dolewają tej herbaty gościom tak, żeby sami nie musieli biegać za czajnikiem. Doprowadza to do tego, że można przesiedzieć jak kołek ze 3 godziny w jednym miejscu, wciąż gorączkowo szukając w głowie tematów do rozmowy. Oczywiście jeśli nie jest to bardzo oficjalna wizyta i trochę już się znamy, można wstać i zaproponować dziewczynom pomoc w kuchni (w kuchni, jak w każdym chyba kraju na świecie, nie ma różnic kulturowych – odbywają się tam najszczersze rozmowy i najlepsze imprezy, a atmosfera jest najbardziej naturalna w całym domu :)) A potem przychodzi pora, żeby iść do domu. Wielki wstyd byłby, gdyby gospodyni zasugerowała, że pora już zakończyć wizytę (moja teściowa próbowała kiedyś wymownie ziewać, żeby goście załapali, że już jest godzina 1 w nocy. Nic nie pomogło, a ja skręcałam się ze śmiechu). Odwrotnie: goście sugerują, że pora już iść, na co gospodarze zaczynają krzyczeć i protestować, że jeszcze za wcześnie. Goście grzecznie zostają na swoich miejscach i ponowną próbę podejmują po kolejnych 30 minutach czy godzinie (zależy od wyczucia gości). Tym razem nie ma już protestów, wszyscy zrywają się z kanap i foteli i ruszają do wyjścia, wylewnie dziękując i żegnając się. Raz, dwa i nikogo w domu nie ma. W Polsce, na co zwrócił mi uwagę brat Króla Pomarańczy, klimat wychodzenia z wizyty jest zupełnie inny. Polscy goście wstają do wyjścia, idą do korytarza i stoją tam kolejne 30 minut dowcipkując i żartując, i przypominając sobie niezwykle ważne tematy do poruszenia. Brat dziwi się niezmiernie, że stoją, zamiast siedzieć i że odmawiają zajęcia ponownie miejsc, bo „przecież już wychodzili”. Faktycznie, trzeba przyznać, że jest to dziwne a jednocześnie bardzo typowe dla Polaków :) Nie planuje się, nie spisuje, nie prowadzi kalendarzy Oczywiście wiem, że operuję tu teraz bardzo niesprawiedliwym stereotypem, co ja na to poradzę? Na pewno istnieją Turcy którzy wszystkie wydatki zapisują w notesikach, planują kolejne zakupy, wszystkie papiery trzymają w jednym miejscu a do tego prowadzą drobiazgowe zapiski w kalendarzach. Pewnie mam pecha, bo żadnego takiego jak dotąd nie poznałam :) Nawet osoby prowadzące własne biznesy (i kobiety, i mężczyźni) są kompletnymi „nogami” w kwestii planowania. Planowanie raczej uskutecznia się w głowie i rozmowach, ale na papierze… to jakoś bez sensu. Sama mam opinię niezwykle uporządkowanej osoby, bo co roku kupuję nowy kalendarz i wpisuję w nim wszystkie bieżące obowiązki, rzeczy do załatwienia i kupienia. No… taka dziwna Europejka. Modlitwa nie wymaga bycia w osobności Coś, co do dzisiaj bardzo mnie szokuje i wprawia w zakłopotanie. Modlitwa dla muzułmanów to coś codziennego, oczywistego i coś co… nie wymaga bycia w ciszy i odosobnieniu. Przynajmniej tak to rozumiem na podstawie moich obserwacji. Dla nas kwestia dość nietypowa i chyba drażliwa, bo przy okazji pojawia się temat „zawłaszczania przestrzeni” przez muzułmanów w miejscach publicznych, np. modlitwy na placykach czy w miejscu pracy. W chrześcijaństwie modlitwa jest jednak albo w specjalnym miejscu – na przykład w kaplicy czy kościele – albo w odosobnieniu, ciszy, skupieniu. Tymczasem dla muzułmanina kwestia pomodlenia się to coś tak normalnego, że nie potrzebuje do tego specjalnego miejsca. Owszem, jeśli takie ma, to z niego korzysta. Jeśli nie – nie ma problemu i może się nawet modlić w korytarzu mieszkania, o ile jest tam czysto, no i o ile ma się dywanik modlitewny. Zdarzało mi się przechodzić (np. do toalety) obok modlącej się osoby i zawsze było mi z tym bardzo dziwnie. Tymczasem ta osoba… nie zwracała kompletnie na mnie uwagi. Zupełnie inne podejście do dzieci W Turcji dzieci traktowane są z dużo większą swobodą niż nasze, polskie. Oczywiście znów – nie dotyczy to wszystkich, ale uderzyło mnie to jako pewnego rodzaju tendencja. W Polsce rodzice raczej chronią swoje dzieci przed kontaktem z obcymi albo przed jakimś mniej lub bardziej domniemanym niebezpieczeństwem. Jest to jak najbardziej godne pochwały, ale czasem wydaje się… zastanawiające, kiedy porówna się tureckie dzieci. Te z kolei wciąż są poza domem i poza kontrolą. Same wychodzą z domu do sklepu kupić sobie batonika w sklepie nieopodal (mówię o kilkulatkach), same idą odwiedzić dzieci sąsiadki, same się bawią, bo rodzice mają inne sprawy na głowie. Rodzice jakoś specjalnie nie skupiają się na ich zajęciach, nie wymyślają im rzeczy „do roboty”, raczej uznają, że dzieci same coś sobie „do roboty” znajdą. Co różnie się potem kończy… Jakkolwiek trudno jest oceniać takie podejście, bo ma swoje plusy i minusy (podobnie jak polskie), trzeba przyznać że tureckie dzieciaki są zdecydowanie bardziej kontaktowe, pewne siebie, przyzwyczajone do obecności innych ludzi, potrafią się zająć sobą nawzajem. Zresztą… co tu dużo mówić, o dzieciach na pewno sporo wpisów się pojawi jak już mój własny Książę Pomarańczy pojawi się na świecie ;) Mniejsza potrzeba samotności O tym było już wiele razy i na blogu, i w książce. Ale jednak w kolejnych etapach mojego mieszkania w Turcji na nowo to zaskakuje. Turcy lubią spędzać czas razem i osoba która przebywa w samotności według nich wymaga opieki i pomocy. To nie tak, że lubisz sobie posiedzieć sam/a w domu, dłubiąc coś na komputerze. Albo że odmawiasz spotkania, bo chcesz trochę czasu spędzić samotnie. To raczej podejrzane, może coś knujesz? Może po prostu nie chcesz się z kimś spotkać i wymyślasz jakiś dziwny powód? Wiem o tym doskonale, bo uwielbiam spędzać czas sama. Nie zawsze, ale regularnie taka samotność jest mi bardzo potrzebna do utrzymania higieny psychicznej. Obecność ludzi obok 24 godziny na dobę jest dla mnie na dłuższą metę nie do zniesienia, i to dotyczy nawet bardzo bliskich mi osób. Trudno to wytłumaczyć typowemu Turkowi (a jeszcze trudniej – Turczynce). Za to w Europie nie budzi to zdziwienia. Brak przywiązania do prywatności Prywatność? Ale po co? – tak mi się wydaje po odwiedzeniu tureckiej przychodni, jakiegoś banku czy urzędu. Ochrona danych osobowych? Zapomnij. Drzwi u pielęgniarek w przychodniach są prawie zawsze otwarte. Kiedy ty masz pobieraną krew, nad Tobą stoją już 3 inne osoby w kolejce. Mało kto przejmuje się tym, że chcesz z pielęgniarką porozmawiać sama (szczególnie jeśli np. dotyczy to Twojej pierwszej ciąży). Klasyczna sytuacja z mojego obecnego życia, to: ja mam sprawdzaną wagę i inne parametry, a zaraz obok druga pielęgniarka waży noworodka jakiejś pani i udziela jej porad. Tak, w tym samym pomieszczeniu :) Uderzyło mnie, kiedy w polskim banku kwota, którą chciałabym wypłacić z konta jest zapisywana na kartce przez obsługę, żeby nikt mnie nie słyszał, jak się domyślam – w trosce o moje bezpieczeństwo. W Turcji nikt takimi „drobiazgami” nie zawraca sobie głowy. Przynajmniej na razie. Pewnie i to się zmieni (bo zmienia się wszystko), ale na razie osobiste dane nie są w żaden sposób chronione. Kiedy idziesz na wybory głosować (nie mam prawa głosu, ale zaglądałam do lokali wyborczych) listy uprawnionych do głosowania wiszą sobie na drzwiach wraz z ich adresami. Zawsze bardzo mnie to szokuje ;) Gadulstwo i wszystkie jego skutki Najlepiej to widać w telewizji. 15-minutowy serwis informacyjny? W Turcji nie przejdzie. Wiadomości trwają minimum pół godziny, a główne serwisy i godzinę. Każdy news jest rozkładany na czynniki pierwsze, przy czym realna ilość informacji jest taka, że Europejczyk zawarłby ją w jednym zdaniu. Podobnie te seriale tureckie, temat dobrze Wam znany. Dla mnie to klasyczny przykład tureckiego rozgadania. Akcja w tureckim serialu ciągnie się jak flaki z olejem. Zawsze się śmiejemy z oglądając jakiś film lub serial, że podczas gdy Turcy co tydzień od dwóch sezonów otrzymują 3-godzinną mozolnie ciągnącą się akcję, Amerykanie tę samą historię zawarliby w kilku odcinkach. Programy publicystyczne to jeszcze bardziej dobitny przykład. Albo analizy piłkarskie po meczach. Jezusieńku, ile to trwa! Ile przy tym gadania, ile kombinacji, ile wniosków! Turcy naprawdę uwielbiają gadanie dla samego gadania. Nie, że ma to jakiś cel komunikacyjny, w ogóle mam wrażenie, że nie o to w tym chodzi. Umieszczają w studiu 5 różnych osób i prowadzącego i patrzą co się wydarzy. I… zawsze się coś dzieje, bo wszyscy muszą się nagadać ;) Większa bezpośredniość Im dłużej mieszkam w Turcji, tym bardziej bezpośrednia się staję. Kiedyś zachowanie formalizmu było dla mnie czymś naturalnym. Teraz bardzo szybko przechodzę z ludźmi na „ty”, zagaduję panie w sklepie, szybciej nawiązuję kontakt. To ewidentny wpływ Turcji! Turcy nie mają żadnego problemu z rozmową z kompletnie obcą osobą np. w autobusie czy samolocie. Nie robią tego z uprzejmości, tylko pewnie z poczucia, że przecież całą podróż będzie im się nudziło (a więc nam, usadowionym w fotelu obok, też). Zawsze porównuję latających samolotami Turków i Niemców (z Polakami jakoś latam najrzadziej). Niemcy podróżują we względnym spokoju i ciszy. Na pokładzie samolotu z Turkami panuje hałas i jazgot. Szczególnie po wylądowaniu. Nagle wszyscy zaczynają ze sobą rozmawiać, wypytują o powód podróży, o rodzinę, czasem te pytania są naprawdę bardzo osobiste. Nikomu to najwyraźniej nie przeszkadza (czyżby tylko mi?) :) Cóż, ciąg dalszy nastąpi, to pewne ;) Co jakiś czas przychodzą mi do głowy jakieś odkrywcze wnioski a potem… zapominam i żyję dalej. Tym razem postaram się je spisywać, ku pamięci i Waszej uciesze. A gdyby ktoś był ciekawy mojej książki o której wspominałam w tekście, albo rzadko zagląda na Facebooka, to informuję, że książkę możecie kupić nie tylko w druku i jako ebook, ale także od 1 marca jako audiobook (do słuchania!). Co więcej, cały tekst czytam ja, pod czujnym okiem mojego brata, profesjonalnego lektora :) Informacje o książce i próbka nagrania znajdują się tutaj: KLIK
Damian zapytał(a) Odpowiedz odpowiedział(a) 6 lat temu Zima +2, lato +1 godzina odpowiedział(a) 6 lat temu Turcja jest krajem położonym w strefie czasowej UTC. Różnica czasowa w stosunku do naszego kraju wynosi w lecie + 1h, natomiast w zimie +2h. Łatwo, więc policzyć, że jeżeli w Polsce mamy godzinę 9:00, a jesteśmy w czasie letnim wówczas np. w Stambule jest 10:00, w grudniu będzie godzina 11:00. Anna odpowiedział(a) 6 lat temu W okresie letnim tylko 1 h roznicy Ewa odpowiedział(a) 6 lat temu Aktualnie jest dwie godziny później w Turcji.
„Chociaż kulturowo i mentalnie rynek turecki jest nam trochę odległy, to w perspektywie kilku-kilkunastu lat będzie tam działać coraz więcej polskich firm” – powiedział niedawno Tadeusz Dulian, wiceprezes Polsko-Tureckiej Rady Biznesu. Oby, bo już dziś w Turcji mieszka ponad 75 mln ludności, a za około dziesięć lat ich liczba sięgnie 100 mln. Ankara to nasz główny partner handlowy z Bliskiego Wschodu i Azji. Według tureckiego Podsekretariatu Skarbu, w 2012 roku w Turcji działało 78 polskich inwestorów, a ulokowany tam kapitał wart był blisko 200 mln euro. Wstępne dane Ministerstwa Gospodarki za 2013 rok pokazują, że polsko-tureckie obroty handlowe wyniosły 5,45 mld dol. . Nadchodzi czas Turcji Nasza wspólna historia rozpoczęła się jeszcze za czasów Jagiellonów. To właśnie wtedy Turcy ostatecznie podbili Konstantynopol i ruszyli na północ. Dziś to raczej rynek turecki jest podbijany przez firmy z innych państw niż odwrotnie. Przez ponad dwa stulecia Rzeczpospolita i Imperium Osmańskie toczyły ze sobą krwawe wojny. Dziś jedyna wojna między Polakami i Turkami to ta, która odbywa się na giełdzie w Ankarze. I choć mamy ze sobą wiele wspólnego, wciąż wielu Polaków widzi Turcję bardzo stereotypowo. W Polsce najczęściej spotykany obywatel Turcji to właściciel lub pracownik baru Kebap (pisownia turecka). Rzeczywiście Turcy podbili rynek polskich szybkich przekąsek, bo jak pokazują statystyki, kebap i pizza to najczęściej spożywane dania w naszym kraju. Z tego powodu bardzo często widzimy Turków jako mężczyzn ciemnej karnacji, noszących ubrudzone białe fartuchy i pytających jaki sos życzymy sobie do przekąski. Wszyscy ci, którym udało się przedostać przez tę zasłonę już dawno zainwestowali w Turcji i teraz liczą rekordowe zyski. . Dlaczego akurat Turcja? Premier Turcji, Recep Tayyip Erdogan zapowiedział ostatnio odnowę i modernizację swojego kraju. Słuchając tych słów warto jednak pamiętać, że pod wieloma względami Turcja wyprzedza Polskę. Każdy kto był w Stambule, a ja spędziłem tam ponad pół roku, wie jak bardzo daleką drogę musi przejść nasz kraj, by móc się równać z byłym Imperium Osmańskim. Jak mówi wiceprezes Polsko-Tureckiej Rady Biznesu Tadeusz Dulian, „to wypadkowa tego, że w Turcji jest dużo kapitału, firmy tureckie są bogate i tym samym gospodarka ma takie zasoby kapitałowe, żeby inwestować w poprawę infrastruktury”. Chciałoby się dodać, że nie tylko. Turcy, zwłaszcza ci z dużych ośrodków miejskich, są zakochani w kulturze Zachodu. Widzą w nim nowoczesność i postęp, w odróżnieniu od konserwatywnych społeczności lokalnych zwłaszcza w południowej i południowo-wschodniej części Anatolii. Nie zmienia to jednak faktu, że Turcja jest nastawiona na współpracę z państwami europejskimi i zaprasza nie tylko turystów, ale przede wszystkim inwestorów i przedsiębiorców. Zresztą w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Polacy budowali w Turcji elektrownie, a teraz mogę je modernizować. To idealna okazja dla branży budowlanej, która ciężko przeżyła organizację Euro 2012. To nie wszystko. Jest też dobra wiadomość dla małych i średnich przedsiębiorstw. Dla wielu z tych podmiotów, zwłaszcza z branży IT, Turcja to „złota przystań”. O ile trudno jest zaskoczyć czymś naszych sąsiadów z Zachodu, to o wiele łatwiej zdobyć zainteresowanie Turków, którzy za elektroniką i oprogramowaniem wręcz szaleją – zarówno dla potrzeb indywidualnych, jak i komercyjnych. . Czy warto inwestować w Turcji? Erdogan oficjalnie wciąż jest euroentuzjastą, ale zdaje się, że zadowoli go po prostu Europa jako rynek zbytu dla tureckich towarów. Za premierem stoi silna reprezentacja biznesmenów, który wejście do UE jest nie w smak. Uważają, że spowoduje to wzrost kosztów produkcji, co przełoży się na spadek zysków oraz atrakcyjności Turcji jako rynku inwestycyjnego. Trzeba im przyznać rację. Choć Polacy woleli do tej pory inwestować w takich krajach, jak Ukraina, Czechy, czy Słowacja, to z uwagi na wydarzenia na wschodzie wielu z nich przesunęło swoje pieniądze na Zachód. Te rynki nie sprzyjają jednak wysokim zyskom. Choć jest tam niskie ryzyko straty, to trzeba się sporo napracować, żeby podbić rynek. Inaczej jest w Turcji. Choć w ubiegłym roku Turcja zawiodła oczekiwania inwestorów, to teraz prawdziwie ich zachwyca. Teraz wielu z nas ruszyło podbijać Turcję i, jak widać na przykładzie subfunduszu Caspar Akcji Tureckich, nieźle na tym wychodzą. . JNG Po więcej informacji zapraszamy na stronę Caspar TFI. Komentarze
różnica czasu polska turcja